Hermiona spojrzała z lekką konsternacją na drewienko ściskane w dłoni.
- Po co mi ono? - spytała sama siebie. Już miała je odłożyć, gdy nagle poczuła, że powinna je jednak zatrzymać. Mogło się przydać.
Stoczyła się z pryczy i spostrzegła, że pod nią śpi czarnowłosy
mężczyzna. Nie znała go, ale coś mówiło jej, że to Harry.
- Harry... - imię wydawało
się jej znajome, zupełnie jakby tego człowieka znała i lubiła, może nawet
kochała…
Czuła się jak we śnie. Zarówno nie wiedziała nic, jak i
wiedziała wszystko. Wiedziała przede wszystkim, że powinna się spieszyć. Nie wiedziała
tylko gdzie.
Otuliła się mocniej płaszczem i wyszła w ciemność, nie
wahając się ani chwili. Nie było na to czasu.
---------------
Proszę o komentarze, bardzo proszę :)